×

Lub lubelskie Lucynko

Wczasy pod gruszą...znaczy pod jabłonką akurat.
Ja wiem, że wyjazd na wieś do babci (dla niektórych uczestników wyprawy do prababci) to może nie jest jakiś szał i wielkie ŁAŁ! Pewnie bardziej ekscytujące są wojaże po szerokim świecie. Wiecie,  te jakieś Tajlandie, Turcje czy inne Riwiery Francuskie. Jednak swego czasu, poza wyjazdami z rodzicami, wakacje miałam wypełnione pobytem na wsi u jednej lub drugiej babci. Cała dzieciarnia rodzinna była porzucana na wsi i sami sobie musieliśmy wymyślić zajęcie. Pobliskie lasy i wąwozy były przez nas spenetrowane dokładnie, bunkry pobudowane, okoliczne dzieciaki były dla nas kumplami...lub śmiertelnymi wrogami (czasem nawet komuś się przyłożyło paletką od badmintona), a największą frajdą było spanie na sianie w stodole i wypicie butli Ptysia. 
No cóż, może Lucynka nie zazna już wszystkich z tych atrakcji, może nawet by ich nie dokładnie doceniła. Ale chciałabym, żeby jak najszybciej poczuła, że ma miejsce na ziemi gdzie może pojechać i radośnie pohasać po trawie i posłuchać pohukiwania sowy (ulubiony ostatnio dźwięk do zasypiania), a dziadek zabierze ją na spacer i wyjaśni gdzie leży Nizina Mazowiecka a gdzie Wyżyna Lubartowska. Lucynka posiada tutaj również, do spółki z bratem ciotecznym, piaskownicę z najpiękniejszym widokiem na świecie-na górce skąd widać całą okolicę. Zaraz będzie jeszcze domek na drzewie. A do tego tutaj też może spotkać całe zastępy cioć i wujków, którzy wyrywają ją sobie z rąk i noszą niezmordowanie.
Odpoczęłyśmy sobie obie, bo ja też już dawno tak długo na wsi nie siedziałam. Zawsze jakieś ważniejsze wyjazdy były i tylko na dzień lub dwa przyjeżdżałam do babci. Czas spędziłyśmy bardzo miło, co poniektórzy objadali się zawzięcie lodami, owocami i cebularzami oraz opijali mlekiem takim od prawdziwej krowy a nie z kartonika. Inni stymulowali swój rozwój obcując z bratem ciotecznym i wdychali świeże powietrze spędzając całe dni na dworze. I objechałyśmy kawałek Lubelszczyzny, żeby też pozwiedzać co nieco.
Fajnie było :)
Pałacowy paw z Puław

Całkiem miłe miejsce-firmowy sklep "Solidarności"
Cebularz zamiast kocyka...takie rzeczy tylko w Lublinie
Na Lubartowskiej w Lublinie...szukając śladów komisarza Majewskiego

Tak brzydkie, że aż piękne...kupiłabym wszystkie
Perszerony
Konie małopolskie

Dwoje Niszczycieli Świata
Pijalnia wody w Nałęczowie i wilk taki, że strach się bać

Wspominałam już, że uwielbiam swoje dziecko?? :)

1 komentarz:

  1. Polecam catering firmowy z dowozem, który przygotowuje smaczne dania. Dodatkowo posiadają w swoim lokalu w Lublinie na Energetyków 23 salę dla 10 osób na kameralne spotkanie z pełną obsługą 🙂

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kuchnia Pysznościowa- blog kulinarny , Blogger